Skocz do zawartości

Gajdzin

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    173
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Profil - Dane

  • Skąd:
    Warszawa
  1. Ale to jest oszukiwanie :) Młody nagrywacz powinien się uczyć stroić i obmikrofonowywać centralkę do pożadanego brzmienia, bo to cenna umiejętność... Z tego co wiem, to była gruba folia do pieczenia, a nie taka cieniutka jakie teraz się kupuje w rolkach. A w ogóle pomysł wyściełania czymś centralki, żeby powietrze raźno śmigało od naciągu do naciągu, nie jest nowy - już w latach 60ych niejaki Alan Gilby wkleił do wnętrza centralki (Ludwig) cienką warstwę drewna, zamocowaną na obręczach wzmacniających oryginalnego korpusu, po czym pomysł opatentował i patriotycznie sprzedał Premierowi (bo był Anglikiem). Tak powstały bębny Resonator, w środku gładziutkie: Ja natomiast ostatnio próbowałem namówić kolegę, który buduje perkusje z Corianu, do wymyślonego przeze mnie systemu mocowania lugów bez wiercenia dziur w korpusie, ale okazało się to zbyt kosztowne - bębny byłyby za drogie. Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
  2. Metody recordermana próbowałem i jest ona ciekawa, ale ma dwie wady: 1. Nie bierze pod uwagi akustyki pomieszczenia, czyli fazy fal odbitych - niewątpliwie działałaby idealnie w pomieszczeniu akustycznie martwym, ale w takich się rzadko nagrywa; 2. Niestety niskiego, mięsistego basu się w ten sposób się osiągnie - trzeba by zrobić recorderman + kick mic. Taka natura centralki, że brzmi jak centralka brzmieć powinna przed, a nie za perkusją. Owszem, Zeppelini mieli płyty z perkusją nagraną dwoma mikrofonami, ale wg. wspomnień Jeffa Ocheltree były one PRZED, a nie za zestawem... Nb. dobre brzmienie centralki warto mieć w każdej muzyce, a nie tylko metalu :)
  3. No cóż, masz rację - sam, jakbym nagrywał zespół, stukrotnie wolałbym mieć w studio ludzi, którzy mają pojęcie o nagrywaniu, wiedzą, czego chcą, i potrafią to wyrazić w miarę fachowym językiem. Czytałem zresztą ciekawą dyskusję na pewnym amerykańskim forum zawodowych realizatorów dźwięku nt. "jak rozwój studiów projektowych podnosi poprzeczkę studiom komercyjnym". To rzadkość, bo zwykle studia komercyjne tylko narzekają na projektowe :-) Ale faktycznie - studyjnie uświadomiony muzyk to skarb dla realizatora. Nie licząc oczywiście realizatorów święcie przekonanych, że muzycy są a) głupii, b) nie wiedzą, czego chcą, c) nie znają się na niczym, więc nie wolno się sugerować ich pomysłami. Takich też w życiu spotkałem :-) Errr... No fakt. Jak takowe ostatnio kupowałem komuś w USA to USD kosztował 3zł, a parka MC930 była za $700, więc wyszło ciut ponad 2000zł... Nie wiedziałem, że takie okrutnie drogie w ojczyźnie. Szkoda, bo to są mikrofony, które brzmią (a raczej nie brzmią), jakby kosztowały 8000zł. OK, może tej "magii", którą usłyszysz z legendarnych Neumannów czy Schoepsów, ale tutaj na przykład możesz posłuchać, jak te Beyerki dają sobie radę z mikrofonami wartymi 10 razy więcej: http://www.gearslutz.com/board/gear-shoot-outs-sound-file-comparisons-audio-tests/739457-sdc-mic-comparison-drum-overheads-ebs-melbourne.html ŚWIĘTE SŁOWA. Jeśli perkusja nie brzmi dobrze w samych overheadach + kick mic, to mamy problem z perkusją (np. źle nastrojone tomy). Reszta mikrofonów pomaga, szczególnie, jeśli chcemy się bawić brzmieniem przy miksie (np. dać zbramkowanyh pogłos na werbel, ale nie na resztę), ale niezbędna nie jest, jeśli pokój dobry, instrument dobry, naciągi nowe, strój nienaganny, a pałker umie grać :) Vide legendarne nagrania Bonhama, który zawsze straszył dźwiękowców, że im coś poobrywa, jeśli się zbliżą z mikrofonem do jego bębnów. [ Dodano: 25-07-2012, 15:26 ] ze słabym, wolnym zegarem Z wolnym zegarem trzeba uważać, bo wtedy sesja trwa dłużej, niż zaplanowano, a czas studyjny kosztuje... :lol:
  4. Popieram, tylko zawsze mam wrażenie, że przy takich nagraniach obracamy się w obszarze "ni pies, ni wydra". Na zarejestrowanie próby wystarczy sprzęt za kilkaset zł (mała nagrywarka), a jeśli ma to być demo, czyli zrobić na kimś jak najlepsze wrażenie, i tak lepiej iść do studia, albo jeśli już inwestować, to w rejonie 10-20 tys. zł. A takie systemy do nagrywania za kilka tys. zł to zabijanie komara armatą jeśli chodzi o rejestrację prób, natomiast do uzyskania kontraktu płytowego albo koncertu w Woodstocku, to sorry, ale konkurujemy z setką zespołów, lepiej już nie zagramy, więc przynajmnniej nie brzmijmy gorzej od reszty, która poszła do studia... Na ludzi oceniających naszą muzykę (nawet internautów ściągających nasze MP3) działa podświadomie jakość dźwięku, więc po co wydawać kilka tys. zł na sprzęt "OK", kiedy za połowę tej sumy możemy mieć dźwięk bardzo dobry z komercyjnego studia? Co innego, jeśli ktoś się naprawdę interesuje nagrywaniem i chce posiąść tę umiejętność. Ale wtedy lepiej mieć 3 mikrofony, ale dobre (więc żadnych MXL, lepiej pozbierać np. na Beyerdynamic MC930, bo to rozwija słuch i umiejętności) i powoli kompletować sprzęt, którego nie będzie trzeba za rok wymieniać. Niemniej zgadzam się w 1000% z Sanchezzo - przede wszystkim brzmienie wejściowe, czyli umiejętność grania na instrumencie, instrument i pomieszczenie, w tej właśnie kolejności :-) Te 3 składowe to 90% brzmienia, a z pozostałych 10% i tak większość to umiejętności realizatora - dopiero potem wchodzi sprzęt. Oczywiście to duże uogólnienie, bo te końcowe kilka % może nam totalnie zepsuć nagranie - np. charczący z przesterowania mikrofon. PS. Kiedy pracowałem w komercyjnym studio nagrań w Japonii, to jedna ze "złotych zasad" brzmiała: jeśli mikrofon rejestrujący instrument kosztuje więcej niż sam instrument, to na wszelki wypadek biegnij do kanciapy i przynieś muzykowi jeden z instrumentów studyjnych :-) Dlatego mieliśmy na składzie zacnego Strata, Les Paula, Jazza i Precisina, o kolekcji werbli nie wspominając. A naciągi zakładało się nowe na KAŻDĄ sesję. Mieliśmy też czarny notes z telefonami muzyków sesyjnych na wypadek, gdyby bębniarz grał nierówno, a basista uparł się na fretless i fałszował. Muzykom mówiło się wtedy, że podłożymy tylko kilka nut od takiego zwodowca, a w praktyce był on później na większości tejków. Nawet nie wiem, na ilu japońskich płytach rockowych z tych lat gra ktoś inny, niż jest napisane na okładce - pojęcie praw autorskich było wtedy w Japonii bardzo luźne... Inna sprawa, że to były trochę inne czasy, kiedy nagrywaliśmy wszystko na taśmę, i więcej uwagi przykładało do brzmienia oryginalnego, surowego traku - wtyczek softwarowych jeszcze nie było, punch-in robiłem za pomocą nożyka i kleju :) Ech, ale się rozgadałem, jak zwykle OT. Przepraszam. Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
  5. Ano nie zbuduje - moje kosztowało mnie nieco ponad 100 tysięcy... Ale jeśli ma dostęp do jakiegoś przyzwoicie brzmiącego (i wysokiego!) pomieszczenia, to za 10 tysięcy spokojnie kupi podstawowy sprzęt do nagrywania, taki, że jeszcze przez wiele lat będą go limitowały własne umiejętności, a nie sprzęt :-) Niemniej zgadzam się - jeśli chodzi o zrobienie demówki, zdecydowanie taniej jest iść do istniejącego studia. Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
  6. Niestety, jestem na wakacjach, jak wrócę, da się zrobić :) Perkusję faktycznie można fajnie nagrać czterema mikrfonami, a nawet trzema, pod warunkiem, że sama perkusja dobrze brzmi i jest w pomieszczeniu o dobrej akustyce (i umie się optymalnie rozmieścić te 3-4 mikrofony). Ale nie jestem fanem rozwiązań typu mini-nagrywarka z czterema wejściami, bo są to półśrodki trochę nie wiadomo czemu służące. Jeśli chce się zarejestrować próbę, lekcję czy pomysł muzyczny, zupełnie wystarczą dwa kanały albo i jeden. Jeśli chce się nagrać demo, trzeba poważniejszego sprzętu, bo w dzisiejszych czasach demówka musi brzmieć. To nie lata 70te, kiedy do wytwórni płytowych wysyłało się kasetę nagraną na przenośnym magnetofonie z wbudowanym mikrofonem elektretowym... Nb. do tego pierwszego celu (rejestracja prób czy pomysłów) naprawdę świetnie się nadają niektóre komórki. U mnie w studio stoi ten Tascam DR-05 do ogólnego użytku, ale zaprzyjaźniony zespół Black Coven, który tam gra, woli komórkę basisty. Nie wiem co to za model, zapytam, jakiś smartphone, chyba Nokia. W każdym razie nagrywa tak, że mi szczęka opada przy odsłuchiwaniu, nawet basy są :-) Natomiast do nagrania demo najlepiej udać się do jakiegoś studia projektowego i zapłacić komuś za zrobienie czegoś w miarę profesjonalnego. Chyba, że chcemy się poważnie wziąć za nagrywanie, z tym, że to ciężka praca, zarobki fatalne, i naprawdę trzeba to kochać, żeby się temu poświęcić. A i w takim przypadku nie radziłbym zaczynać od kupowania sobie sprzętu za kilka - kilkanaście tys. zł, tylko zapisać się na niepłatny staż do jednego ze studiów komercyjnych i przez kilka lat uczyć nagrywania, czyli zacząć od inwestycji w siebie, a nie w sprzęt. Ale mi się zofftopic'owało... A przecież biedny OP pytał tylko, czym nagrać gary :-) No, OK, więc jeśli nie mała nagrywarka do rejestracji pomysłów, to jako następny poziom wyżej radziłbym już kupić / pożyczyć / wynająć: - Przede wszystkim spore pomieszczenie o dobrej akustyce, dla nagrywania perkusji ważna jest wysokość stropu, minimum 3 metry - Najlepsze monitory, na jakie Cię stać (ja mam KRK Rokit5 + subwoofer, to jest chyba najniższa jakość do zaakceptowania w studio) - Interfejs 8-kanałowy (ale wtedy nie nagrasz już zespołu na setkę, więc lepiej 16-kanałowy), FireWire albo przynajmniej USB, np. MOTU 828MkIII - Oprogramowanie Reaper (najlepszy stosunek jakości do ceny, kosztuje $60 a umie prawie tyle, co ProTools) - Jakiś mikrofon do stopy, np. Shure Beta52 - Dwa mikrofony na overheady, np. Rode NT5 - Shure SM57 (tylko na Boga od oficjalnego dystrybutora, bo połowa na rynku to podróbki) - Mikrofony do tomów, np. Sennheiser e604, może być coś tańszego, polecam takie od razu z klipami do tomów, bo pieniądze wydane na statywy lepiej wydać na lepsze mikrofony - Kable do wszystkiego - Masę, masę czasu na naukę nagrywania i miksowania (czas to pieniądz, więc wymieniam w tej liscie :-) Całość wyjdzie jakieś 10 tys. zł (nie licząc pomieszczenia, albo przystosowywania pomieszczenia do nagrań, oraz komputera). Ale dałoby się to też zrobić w połowie tej ceny, idąc w tańsze rozwiązania typu jakiś gotowy zestaw mikrofonów do nagrywania perkusji, tańszy interfejs, itd. Jeszcze taniej wg. mnie nie warto, bo będziesz potem klął i wymieniał sprzęt na lepszy, co na dłuższą metę kosztuje więcej, niż od razu kupić coś przyzwoitego. Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
  7. Bosz, ale to drogie... Ja polecam Tascama DR-05. Używam od roku do nagrywania prób, działa świetnie. W USA można to kupić za 300zł, u nas draństwo drogie, ale zawszeć tańśze niż wspomniany wyżej Olympus, o, tutaj widzę za 469zł: http://www.djshop.pl/i9872,tascam,tascam-dr-05.html Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
  8. Niestety odchodzę z forum, więc chciałbym serdecznie podziękować wszystkim kolegom za lata świetnej zabawy, wymiany arcyciekawych idei i doświadczeń ze wspaniałymi ludźmi, no i za wszystko, czego się tu nauczyłem (a jest tego DUŻO) :-) Pozdrawiam Was gorąco, życzę sukcesów za zestawem i nie tylko, a jeśli ktoś chce się ze mną skontaktować w życiu poza-forumowym, to mój adres mailowy zawsze działa: marcin@bruczkowski.com, podobnie jak zakładka 'Kontakt' na mojej stronie: www.marcin.bruczkowski.com Trzymajcie się!!! :cool: Marcin "Gajdzin" Bruczkowski
  9. Zakupem tych pałek: [http] Używam ich od 2 lat i skończyły się problemy z pałką wyfruwającą ze spoconych dłoni :) Zildijan ma całą gamę pałek z częścią trzymaną pokrytą gumą. To już pomaga. Te mają dodatkowo wgłębienie na palce. Nie ma bata, żeby coś wyfrunęło. Dodatkowo warto ćwiczyć tzw. grip. Mój stary nauczyciel perkusji kazał mi na początek każdej lekcji machać w powietrzu pałkami trzymanymi za... główki. Same główki. To naprawdę wyrabia mięśnie dłoni odpowiedzialne za uchwyt. Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
  10. Witaj w rodzinie Pearl'a! :)
  11. Masz jak w banku. Naprawdę. To święta prawda, chociaż i w USA Amerykanów wabi się naklejkami "Made in USA" większymi niż nazwa towaru, co jest naprawdę śmieszne, bo przecież Amerykanie doskonale wiedzą, że towary made in Asia są daleko mniej psujliwe... Się zrobi, jak tylko skombinuję jakiegoś laptopa z FireWire. Mam w pełni wyposażone studio z wyjątkiem czegoś do nagrywania na... :cry: Wyciąłem zaraz po zrobieniu tych zdjęć dziurę 5-calową. Jak znajdę chwilę w czasie przerwy obiadowej to pobiegnę na dół i pstryknę. Kupiłem sobie fajne urządzonko do wycinania dziur w naciągach centralek, robi się idealne, śliczne, równiutkie kółko, polecam. Najlepiej wydane $5 w moim życiu :) To jest to: .kliknij tu Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com [ Dodano: 22-05-2012, 11:32 ] Jasny gwint, Ty masz oko! Wow. To jest mój drugi werbel w życiu, kupiony jeszcze w Japonii, w Ochanomizu, Tokio, w roku chyba 1984, o ile dobrze pamiętam. Mam wrażenie, że teraz brzmi dużo lepiej niż kiedyś... może to drewno się "uszlachetniło", a może moje uszy zestarzały :) Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com [ Dodano: 22-05-2012, 11:36 ] A większość muzyków, jakich spotkałem w USA, jest przekonanych, że Pearl to firma amerykańska! Podejrzewam, że Pearl bardzo się starał, żeby tak myśleli. W ich marketingu amerykańskim nigdy nie ma żadnej wzmianki Japonii. Żadnych werbli pt. "Musashi" itd :)
  12. Wow, ale narobiłem byków... Dzięki za wszystkie poprawki! Wszędzie, gdzie napisałem 1985 oczywiście powinno być 1995. A co do Akcentów, to nie jestem pewien czy one są 2002 i jakich rozmiarów, ale później zejdę do studia i sprawdzę. Dawali je w prezencie przy zakupie crashów Signature :) To były stare, dobre czasy, kiedy blaszki Paiste miały inne ceny w krajach rozwijających się i rozwiniętych. Wiele firm miało wtedy taką politykę. Potem pojawiły się zakupy internetowe i firmy musiały zrównać wszędzie ceny. Ale jeszcze w roku 1995 w czasie wizyty w Polsce, kupiłem w W-wie, na ul. Nowy Świat, w sklepie muzycznym z czasów PRLu (teraz to chyba jest RIFF), hi-haty Paiste Sound Formula Sound Edge, za poniżej połowy ich ceny w USA! Jako ciekawostka, najbardziej dramatyczną różnicę w cenach między krajami rozwiniętymi a rozwijającymi się praktykowała firma Ortofon. Audiofilska wkładka MC do gramofonu kosztowała wtedy 1000 funtów w Wielkiej Brytanii, a 1000 S$ w Singapurze (czyli wówczas 2,5 raza mniej). Dlatego w singapurskim sklepie firmowym Ortofona (gdzie często byłem, bo obok mieścił się salon Drum Workshop :) ) zawsze spotykało się załogi British Airways, kupujące na zamówienie dla znajomych wkładki gramofonowe. Albo wprost Anglików, którzy przyjmowali od kumpli parę zamówień na wkładki i lecieli do Singapuru, bo różnica w cenach płaciła im za bilet, hotel i jeszcze zostawało na małe, darmowe wakacje! Ech, to były czasy... Teraz mamy Globalizację :) Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
  13. Dzięki, Przemo, jesteś super gość i masz u mnie piwo jak tylko będę w Skarżysku. Howgh. A teraz idę do studia z siekierą :) Ale tak poważnie, kupiłem ten zestaw w pełnej świadomości, że jest Made in Taiwan, i postanowiłem się nie uprzedzać. A to dlatego, że w Japonii widziałem, co to znaczy "Made in Japan". Japończycy nagminnie oszukują - przykręcają ostatnią śrubkę w Japonii i piszą na produkcie "Made in Japan". Już prawie żadnych podzespołów nie robi się w Japonii, bo musiałyby być dwa razy droższe od konkurencji, i nikt by tego nie kupił. Japonia to jedna wielka montażownia podzespołów zrobionych w pobliskich krajach azjatyckich. W ogóle "Made in..." zrobiło się w większości wypadków chwytem marketingowym, a nie wyznacznikiem jakości czy czegokolwiek innego. Marketingowcy radzą zarządom, żeby produkt najwyższej półki był "Made in USA" czy "Made in Japan", bo tak robią teraz wszyscy, a nieświadoma publika będzie się zachwycała, że "MÓJ aparat fotograficzny jest zrobiony w Japonii, a nie Brazylii!" Prawda jest taka, że z równym powodzeniem można by zrobić dokładnie takiej samej jakości aparat w Brazylii, a w Japońskiej fabryce i tak podzespoły tego aparatu, zrobione w Chinach, składają do kupy... Brazylijczycy. A Fendery USA składają w USA Meksykanie, bo tam w ogóle wszystko składają Meksykanie... Więc nadal należy się cieszyć, mając Fendera USA, ale dlatego, że to produkt z najwyższej półki, a nie dlatego, że akurat zrobiony w USA (co w ogóle jako wyznacznik jakości jest śmieszne, jeśli ktoś kiedyś pojeździł porządnie po Ameryce kilkoma różnymi, amerykańskimi samochodami) :) Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
  14. Przemo, może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale termin, którego użyłeś, jest bardzo obraźliwy, dokładnie tak samo, jak nazywanie Afrykańczyków "czarnuchami". Może również nie zdawałeś sobie sprawy z tego, że jestem mężem Azjatki i ojcem pół-Azjaty. Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
  15. Gajdzin

    Mikrofon do wokalu

    Nie ma dobrych mikrofonów niskobudżetowych, tzn. są, ale to są chińskie podróbki SM57 albo SM58, którymi rynek jest dosłownie zawalony. Widziałem SM57, który w środku miał kłąb izolowanego drutu, owinięty w kawałek gazety (chińskiej!) zamiast transformatora. Proponuję kupić coś nie tak słynnego jak w/w Shure'y, np: Audio Technika MB1 czy MB3 (fajnie wyglądają na próbie/scenie, bo są nietypowego koloru - niebieskie, a nie szare/czarne jak wszystko inne :) ) Solidna, japońska firma, tańsze od Shure'ów, AKG czy Sennheiserów i nie podrabiane w Chinach, bo nieznane wśród szerokiej gawiedzi. Proszę, tu masz jeden w swoim budżecie: http://allegro.pl/mikrofon-do-wokalu-dynamiczny-audio-technica-mb1k-i2334716312.html Nie oczekuj cudów po takiej cenie, ale będzie działał OK i brzmiał naprawdę nieźle jak na tę klasę cenową (czyli najniższą możliwą). Druga opcja to coś używanego z ciut wyższej półki, jakiegoś Sennheisera albo AKG. Trafiają sie na Allegro. Od Shura SM58 czy Beta58 bym się trzymał z daleka, z w/w powodów. Trzymałbym się też z dala od chińszczyzny (sorry - sam mam żonę Chinkę, ale chodzi mi tylko o tanie mikrofony z Chin, jakich pełno na Allegro) bo kiedyś kupiłem jeden taki (potrzebowałem na szybko) i okazał się mieć źle podłączone kabelki, więc był niesymetryczny (single-ended) i co gorsza "kopał" prądem, a to już niebezpieczne... Marcin Bruczkowski www.marcin.bruczkowski.com
×
×
  • Dodaj nową pozycję...