Skocz do zawartości

martin

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    35
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Profil - Dane

  • Skąd:
    50°03'N 19°57'E
  1. Sam sobie odpowiedziałeś na postawione pytanie. Potrzebujesz laptop (w którym będzie siedział DAW np. Cubase) + interfejs. Elementy jak najbardziej mobilne..
  2. martin

    Szpaderski

    No.. moim zdaniem się nie potoczyło.. jego syn zamiast rozwinąć, zdegradował firmę (jakby nie było z tradycjami).. czy ktoś dziś kupuje bębny Szpaderskiego?
  3. martin

    Szpaderski

    Znalazłem ostatnio.. nie sądziłem że ktoś taki dokument nakręcił.. Dobrze, bo wszystko przemija, dziś już nie miał by kto opowiadać.. Jedno jest pewne Pan Szpaderski to legenda i zrobił wiele dla polskiej perkusji..
  4. To są 602, wystarczy spojrzeć na konstrukcje blachy, czyli kucie, toczenie, rodzaj kopułki. Jak ktoś zna się na blachach to nie potrzebuje napisów tylko rozpoznaje po kuciu toczeniu kolorze.. jest to zazwyczaj jedyna droga w przypadku kupowania starych gratów np. na ebayu bo napisy w takich blaszkach często od dawna już nie istnieją. Najprostszą drogą rozpoznania 602 jest specyficzne kucie które tworzy na powierzchni blachy coś w wyglądzie przypominające wydmy na piasku - dzięki temu nie da się pomylić takiej blachy z blachami linii 404/505/2002 czy GB (prekursor 2002) gdzie tych "wydm" po prostu nie nie ma. Paiste przechowuje wzorce blach (toczenia i kucia, grubości, rodzajów kopułek) dlatego kupując 2002 czy Giant Beata masz pewność że nie jest to jakaś całkiem nowa blacha z jedynie nadrukowanym logo. Tak też jest w tym przypadku. Jedno co mi się nie podobało u nich (i tu odniesienie do Twoich słów) - właśnie odnośnie produkowania klasycznych serii - to to że do 2002 zostały dokoptowane blachy w stylu wild crash, wild crush ride i inne (na szczęście większość tych nowych wynalazków wycofali parę lat temu) które nie mają za wiele wspólnego z 2002kami - tak więc oprócz prawdziwych 2002 (a te to crashe, mediumy, ride`y i heavy ride`y, novo chiny), masz blachy które jak dla mnie - odcinają kupony od sławy i legendy serii 2002 [ Dodano: 10-02-2011, 17:09 ] Cieszę się że Paiste wraca do korzeni, jak dla mnie największą profanacją tej firmy było wprowadzenie blach (new) Alpha brilliant - widać że chcieli się zacząć ścigać z innymi firmami kto przejmie rynek typu blast/growl ;) Ewidentnym dowodem że blachy New Alpha (jeszcze przed zmianą na brilliant) były adresowane do określonej marketingowo grupy było to że flat ride był produkowany tylko przez 2 lata - pewnie ktoś dostał za to po głowie - miała być seria dla wytatułowanych grubasów z kolczykiem w nosie (sorry za ten sarkazm ale wystarczy przejrzeć folder reklamowy tych pierwszych New Alpha i widać że firma ewidentnie celuje w określony "target";) a tu wyszła tak subtelna blacha. Swoją drogą wtedy był to jeden z zaledwie dwóch dostępnych flat ride`ów (drugi dostępny w serii Traditionals) - jak dla mnie porażka dla takiej firmy ;) I tak na dobrą sprawę od ładnych paru lat w ofercie Paiste był tylko jeden flat!!! (właśnie Trad.) który moim zdaniem jest za suchy i na głowę bije go Flat z pierwszej alphy (logo z trójkątem kwadracikiem i kółkiem;)
  5. Panie i Panowie.. Paiste wznawia produkcję kultowych blach FORMULA 602!!! czyli jednym słowem "ale jaja!" :smile: Na razie w ofercie Ride 20", Flat 20", Thin crashe 16" i 18", no i legendarny hi-hat Sound Edge który chyba pierwszy raz pojawił się właśnie w serii FO 602. Jak dla mnie sensacja roku 2011 !!! :smile: http://www.paiste.com/e/cymbals.php?category=3&family=26&action=category&menuid=345
  6. martin

    Talerze paiste 400

    Bład! Paiste 400 występowały w dwóch odmianach: jako "zwykłe" 400 i w wersji colorsound. Natomiast Colorsound 5 to zupełnie inna, w pełni profesjonalna seria blach, wprowadzona wcześniej. Nie było czegoś takiego jak 400 colorsound 5! Nie należy mylić jednego z drugim - czym innym okrągłe serie w wykonaniu colorsound, a czym innym seria Colorsound 5. Peace : ) A co do samych blach, miałem okazję przez pół roku grać na "czterysetce" crash/ride 18" i jej dźwięk bardzo przypadł mi do gustu, nie było się do czego przyczepić - taki idealny uniwersalny ride, nie za gruby (nie jak blachy do metalu w które uderzasz i dzwonią jeszcze przez następne dwie minuty..) z niewielką minimalną ilością piachu, świetnie daje się też crashować. Acha jako crasha używałem z nią, 2002 14" i oba talerze idealnie się komponowały - można było robić crescendo na obu na raz. Co ważne bo nie zawsze dwa talerze brzmią dobrze ze sobą.. czasami po prostu się gryzą. 400 dodawała trochę tej ciemniejszej barwy której brak w brylantowym brzmieniu 2002-jek.
  7. martin

    K2

    Mam pytanie, a gdzie w Polsce nie licząc wspomnianych już wcześniej Tych i Gdyni można obstukać te blachy? Pozdrawiam!
  8. martin

    Charlie Watts

    Fajny koleś, widać (czy raczej słychać) że czuje swing, np. w "Start Me Up" jak gra przejścia to mocno akcentuje prawą rękę, dzięki czemu te 16stki nie brzmią tak trywialnie... To jest właśnie cecha dobrego perkusisty zagrać najprostszą rzecz tak, że stanie się czymś subtelnym. Lubię takich bębniarzy grających z tym "wyczuciem" i z pewną taką "swobodą rytmiczną" No i chyba jedyny trzeźwy koleś z całej tej paczki : D
  9. martin

    Nick Mason

    Widzisz, a dla mnie nie... PF za czasów Barreta to taki nie opierzony kurczaczek ; ) W pełni rozwinęli swoje siły dopiero później, a to dlatego że, zrozumieli że komponowanie piosenek to nie dla nich i wtedy nastąpił najgenialniejszy dla mnie okres w historii Floydów, który charakteryzują długie raczej bardziej instrumentalne niż wokalne formy. Nie wiem jak Ty, w każdym razie ja stawiam "Let There Be More Light", "Careful With That Axe, Eugene", "A Saucerful Of Secrets", "Atom Heart Mother", całą "Meddle" z "Echoes" na czele : ) całą "Dark Side Of The Moon", "Whish You Where Here" i "The Wall" oraz genialne "Pompeje", ponad Barretowskie piosneczki ; ) Czytam uważnie i jak zapewne uważnie zauważyłeś cytowałem Twoje słowa - to Ty napisałeś że PF to Syd Barret i że to on stworzył najwartościowsze rzeczy, ja tylko powtórzyłem za Tobą ; ) Co zaś tyczy się dyskografii, to podzielam Twoją opinię, mi też końcowy okres ich twórczości mniej przypadł do gustu, a to dlatego że muzyka zeszła wtedy na drugi plan, zaś na pierwszy wysunęły się teksty, Floydzi jakby zatoczyli koło historii i wrócili znów do krótkich form. Jeśli chodzi o "Animals" to w pełni się zgadzam. Po dwóch wielkich dziełach zdarzyło się potknięcie, tak naprawdę na tej płycie podoba mi się tylko... okładka! : ) Z drugiej strony i tak udało im się dokonać niemożliwego: powtórzyć sukces wielkiej płyty ("Dark...") nagrywając jeszcze większą (muzycznie) płytę - mam na myśli "Shine...". Natomiast "The Wall" nie mam ochoty mieszać z błotem, zarówno film jak i album to dla mnie rzecz wielka... choć nie tak wielka jak ich wcześniejsze dokonania.. A że przy "Another Brick..." świetnie się tańczy, to jest w tym coś złego?? No i na koniec mamy to solo, moim zdaniem najlepsze w karierze Gilmoura , najlepsze bo najkrótsze, ale za to bardzo treściwe.. gdzieś na Youtubie jest filmik jak Korn wykonują "Another..." i naprawdę jak ten facet z gitarą tam się męczy żeby zagrać to poprawnie... ; D i tak wychodzi z tego chała.. to odnośnie dyskusji o wirtuozerii: po prostu nie zawsze rzeczy szybkie są najtrudniejsze... kończąc temat co do Gilmoura, to jest to raczej czarodziej barw i odcieni gitarowych... I to jest właśnie to, na co chciałem zwrócić uwagę i zawsze zwracam uwagę gloryfikantom Barretta! Cała sprawa u Barretto-maniaków polega na gdybaniu "co bybyło gdyby" i na rozwodzeniu się nad jego teoretycznymi umiejętnościami kompozytorskimi, których wszakże nie ujawnił w pełni, bo cały czas był naprany... Może miał wielki talent, ale go zmarnował i przegrał swoje życie! Ja nie gdybam co by było, gdyby wena go nie opusciła. Dla mnie liczą się tylko fakty, czyli spuźcizna. Co dla świata zostawił Barrett, a co PF bez niego. Dzieło jakie stworzyli Floydzi bez niego jest niewspółmiernie większe. Ludzie nie dajmy się w końcu zwariować: Barrett to tylko jedna płytka! No ja właśnie nie mogę... :lol:
  10. martin

    Nick Mason

    Hmm... kolega Johnny Bonanza wbił kij w mrowisko i teraz mrówy z niego wychodzą... ja jestem ta największa! ; P A tak na poważnie... Mój Boże znów mamy doczynienia z czymś co jest zupełnie nie do pomyślenia i nie ma nic wspólnego z racjonalnym podejściem do sprawy. Coś co mnie zawsze irytuje to sposób w jaki niektórzy dzielą Floydowska historię - na erę barretowską i erę pobarretowską. Nawet z punktu widzenia czysto matematycznego i logicznego, ten podział na równo prawne epoki jest nie uzasadniony, bo przeciez Barret to tylko epizod! Pokazuje on jednak jak głęboko wypaczający historię może być fanatyzm miłośników Barreta.. Nie wiem czy masz świadomość co piszesz, więc pomocna w tym celu może się okazać taka oto scenka rodzajowa: Wyobraź sobie, ze masz przybliżyć zagadnienie człowiekowi który w ogóle nie ma pojęcia co to Pink Floyd. Więc mówisz mu: -Wiesz były dwa składy Pink Floyd: pierwszy: z Sydem Barretem (lg), Roger Waters (bg), Richard Wright (k), Nick Mason (dr). Nagrali tylko jedną, debiutancką płytę: "The Piper at the Gates of Dawn" w 1967 roku drugi z Davidem Gilmourem (lg), Roger Waters (bg), Richard Wright (k), Nick Mason (dr), nagrali pozostałe 11 krążków: A Saucerful of Secrets (1968) More (1969) Ummagumma (1969) Atom Heart Mother (1970) Meddle (1971) Obscured by Clouds (1972) The Dark Side of The Moon (1973) Wish You Were Here (1975) Animals (1977) The Wall (1979) The Final Cut (1983), [dobra nie wliczając marnych soundtracków, będzie ich w sumie 9] Po czym mówisz: -Ale wiesz tak naprawdę Floydzi kończa się na "The Piper At The Gates..", Pink Floyd to Syd Barret - on stworzył najwartościowsze kompozycje. Każdy kto usłyszałby coś takiego puknął by się w czoło, zrobiłby palcem wskazującym parę okrągłych ruchów obok ucha i uciekał gdzie pieprz rośnie ; ) więc ja też uciekam... Po prostu problem polega na tym, że... Ty nie lubisz Pink Floyd i przecież nikt za to nie będzie Cię ganił. Każdy ma własny gust muzyczny i ma prawo słuchać muzyki jaka mu się podoba. Po prostu musisz zrozumieć że to dwa różne zespoły, Tobie podoba się PF z Barretem, ale PF przeszło do historii muzyki nie dla tego że stworzyło Lucifer Sam.. Taka prawda.. Stawianie debiutanckiego longplaya (który na dobrą sprawę gdyby nigdy nie powstał nic złego by się nie stało i muzyczny świat by na tym nijak nie ucierpiał) ponad pozostałą twórczość Floydów, to jest.. już nawet sam nie wiem co... ; ) uprawianie herezji? szarlataństwo? ; ) Jeśli chodzi o mnie to lubię Barreta i wcale nie uważam debiutancką płytkę za coś gorszego, uważam że jest tam parę frapujących momentów. Jest to po prostu przykład kierunku w którym mogli pójść... na szczęście obrali inną drogę i chwała im za to i za to ich kocham, a Ty nie i tym się różnimy.. Ty ciągle będziesz wspominał i gloryfikował Barreta i negował historię Floydów.. Widzisz Barret był tylko pasażerem który na chwilę wsiadł do tego pociągu i wysiadł na najbliższej stacji... Pozdrawiam Cię
  11. martin

    Moje Bębny :)

    Może po prostu go wymień? Dobry werbel + utrzymana Amatka lub Szpaderski potrafi nieźle zagadać. Chyba tylko Polmuza nie poratuje, bo tam wszystko trzeba wymienić... Werbel to podstawa, więc chyba warto byłoby zastanowić się nad jego zmianą... Moim zdaniem powinieneś zainwestować 250-300zł i czaić na jekiegoś używaka na allegro (Export`y, Rockstar`y, Yamaszka SC itd.) A bębenki zrobiłeś super, kurcze grube masz korpusy w tym swoim Szpadrze, zwłaszcza centralka, u mnie wraz z okleiną korpus ma 4mm! (oczywiście mierzony bez obręczy wzmacniających). W ogóle jak widzę jakoś solidniej zrobione są te korpusy, zastosowali więcej dodatkowych warstw w miejscu gniazda centrali. U mnie korpus jest taki cienki, że nie wiem czy przy zdejmowaniu okleiny - która nawiasem mówiąc nie jest okleiną, tylko składa się z pleksy i tkaniny ze srebrnych nici (ot taki sposób Szpaderskiego na lakier typu sparkle;) - bębny się nie rozlecą... :/
  12. martin

    Nick Mason

    I dla mnie Mason jest jednym z ulubionych bębniarzy. Jacku z jednym bym się tylko nie zgodził - z tą prostota. Przepraszam ale porównywanie Gilmoura do Masona jest nie na miejscu. Gilmour jest utalentowanym gitarzystą i precyzja i wirtuozeria nie są mu obce. Natomiast Mason z całych Floydów był najmniej muzykalny. Przykładem może być sesja do ich drugiego longplaya: "Saucerful Of Secrets" - w "Remember a Day" partie perkusji zagrał producent Norman Smith, ponieważ Mason nie był w stanie zagrać w ten sposób w jaki zażyczył sobie tego kompozytor utworu Rick Wright. A wystarczy posłuchać tego kawałka.. to dosyć prosty rytm.. daje to pojęcie o ówczesnych możliwościach Masona. Co do sprzętu to na początku (do 1966) był to Premier w klasycznej konfiguracji BD+SD+TT+FT. Jak pisze w swojej książce, przełomowym momentem w jego spojrzeniu na muzykę był koncert Cream`u, na który udał się wraz z kumplami z zespołu. Oczarowany gra Gingera Bakera postanowił przesiąść się na dwie centrale - od 1967 roku używał w zależności od potrzeb 6 lub 7 częściowego zestawu Premiera (2xBD+SD+2xTT+2xFT): W 1970 przesiadł się na 7 częściowy kit Ludwiga w którym używał dwóch bębnów basowych o różnych rozmiarach: 22" i 24", dwóch tomów: 12" i 14" oraz dwóch floortomów: 14" i 16". To właśnie ten zestaw możemy podziwiać na kultowym "Live At The Pompei": W latach 70-tych Mason grał również na akrylowych bębnach Fibes Crystalite: Uwaga, nie sugerujcie się Ludwig`owskimi holderami na tym zdjęciu, bębny to oczywiście Fibes (można łatwo rozpoznać po charakterystycznych lugach w kształcie karo). Mason nie używał Vistalite`ów. Jeśli chodzi o blachy to używał Zildjianów, później przesiadł się na Paista. Wg. broszurki Paiste`a: 1972: 15" Heavy Hi-Hat Formula 602; 18" Giant Beat (Heavy); 8" Seven Sound Set No. 1 Formula 602; 18" Giant Beat; 20" Giant Beat; 24" Giant Beat. 1981: 15" Heavy Hi-Hat Formula 602; 16" Crash 2002; 18" Medium 2002; 18" Ride 2002; 20" Ride 2002; 18" China 2002
  13. ...e tam! ;) Te są dopiero piękne!
  14. martin

    Mitch Mitchell

    I właśnie ta swoboda w grze, ten feeling decyduje o tym, że tamta muzyka była o wiele bardziej ciekawsza i ekscytująca! A nazywanie tego nie równym graniem to obraza tamtych muzyków, bo panowie ci prezentowali jak najbardziej miarowy puls. Chodzi o to, że wtedy częste zmiany tempa w utworze (nawet podczas sesji w studiu) były improwizowane - po prostu nie grano nic na pamięć. W muzyce było o wiele więcej spontaniczności - a więc więcej miejsca na prawdziwe emocje które pojawiały się w duszach i sercach muzyków podczas gig`u. Mitch Mitchell wraz z Carmine Appicem i Gingerem Bakerem stworzyli podstawy perkusji hardrockowej, które poźniej rozwinęli klasycy tego gatunku: Ian Paice i John Bonham. Często zastanawiałem się czemu słuchanie gry tamtych pałkerów sprawia mi taką frajdę. Otóż panowie ci w przeciwieństwie do współczesnych bębniarzy grających ciężką muzę przeszli szkołę jazzu. Grając hard rock potrafili jednocześnie potraktować perkusję po jazzowemu. W ich grze znajdziemy elementy swingu. Tam są te smaczki, te subtelności na które zamknięci są współcześni (sorry za określenie) napierdalacze. No i jeszcze brzmienie! Jak oni stroili te perkusje! Jedna z moich definicji brzmienia bębnów znajduje się w hendrixowskim Manic Depression. Oj cudownie ma tam Mitchell gary nastrojone. Posłuchajcie! Tak powinny brzmieć bębny, nie to co dzisiaj, te wszystkie "pstrykatki" metalowców.
  15. martin

    Nick Mason

    Cóż zespół legenda. Pink Floyd to dla mnie jedna z najwspanialszych kapel wszechczasów. Tą muzykę trzeba rozumieć, nie można jej słuchać nazbyt "naukowo". Do niej trzeba dojrzeć. No i w końcu nie można trochę lubić Floydów, albo się ich kocha albo... nienawidzi (choć być może to za ostre słowo) Nick Mason pomimo że nie jest wirtuozem potrafi inspirować. Jego gra jest taka powiedziałbym dostojna, elegancka, stonowana (zwłaszcza na Dark Side Of The Moon). Choć na koncertach potrafił pokazać się również z innej strony, jako bębniarz grający ekspresyjnie. Mason nie jest wielkim technikiem, zresztą sam przyznaje w swojej najnowszej książce - "Pink Floyd - moje wspomnienia" że do tej pory nie opanował paradidli! ;) BTW polecam tą książkę bo to kopalnia wiedzy o PF, dużo bardziej wiarygodna i szczegółowa niż jakakolwiek biografia. Pomimo że kniga to grubaśna, czyta się ją z zapartym tchem. Tyle tam szczegółów, ciekawostek, archiwalnych zdjęć... ach szkoda gadać. Szkoda, bo nie pozwolono mi jej doczytać do końca... przychodząc codziennie na pare godzin do Empiku musiałem widocznie zirytować w końcu obsługę i schowali ją przede mną :neutral: Echoes - to dla mnie poezja, a "Live At The Pompei" to koncert legenda i dowód na to że Mason pomimo braku błyskotliwej techniki potrafi być frapujący, zresztą wystarczy posłuchać: Careful With That Axe Eugene Echoes (1) Echoes (2) Echoes (3) Echoes (4)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...